Dziś jeszcze troszkę rozpusty, w końcu mamy ostatki. W pracy po kilkudniowym urlopie przywitały mnie pączki z nadzieniem różanym, w sam raz do porannej kawki. Swoją drogą spodobała mi się opcja rozpoczynania tygodnia pracy od czwartku 🙂 Ale co tam czas wrócić do normalności. Z okazji ostatków postanowiłam podzielić się z Wami przepisem na rogaliki wodne.
Miesiąc: luty 2014 (Strona 1 z 3)
Dziś troszkę prywaty. Nie będzie ani zdrowo, ani lekkostrawnie, ale za to wyjątkowo smacznie. Danie, które dziś zaprezentuję na blogu, znane doskonale wszystkim mieszkańcom Suwalszczyzny, jest jednym z miło wspominanych smaków z dzieciństwa.
Jakiś czas temu na portalu kobiece inspiracje wpadł mi w oko przepis na placki bananowe. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że placki zostały przygotowane tylko z dwóch składników!
Już od dłuższego czasu podczas obiadu rezygnujemy z ziemniaków na rzecz większej ilości surówki i mięsa. Początkowo troszkę z lenistwa odpuściliśmy sobie ziemniaki, w końcu trzeba je obierać, gotować i na dodatek mają to do siebie, że wystarczy chwila nieuwagi i całą kuchenkę mamy do sprzątania. Dodatkowo czas wiosenno-letni aż prosił się o wykorzystanie w pełni kolorowych i pachnących warzyw. A na koniec okazało się, że ziemniaki są praktycznie zbyteczne i potrafimy najeść się do syta samym mięskiem i surówką. Więc po co nam dodatkowe zapychacze, skoro tak łatwo można z nich zrezygnować?
Będąc na diecie zawsze musimy sobie czegoś odmawiać. A to słodkości nam nie wolno, a to pieczywo nie wskazane, a już na pewno powinniśmy pożegnać się z fast foodami.
Dlatego ja zdecydowanie zamiast diety wolę racjonalny sposób odżywiania się. Jem wszystko ale z głową i umiarem. Zatem, gdy w weekend złapie mnie chwila słabości pozwalam sobie na małe odstępstwa od codziennych posiłków. Co prawda nie zajadam się drożdżówkami czy nie biegnę po cheeseburgera, ale staram się z dostępnych w domu składników przygotować coś smacznego i zarazem zaspokoić swoje pragnienie.
Jeszcze kilka lat temu ryba była jedną z najgorszych potraw, jakie mogły pojawić się na obiadowym talerzu. Gorsza była tylko zupa rybna i wątróbka ( ta dwójka nadal na podium).
Gdy widziałam rybę i całą zabawę z niezliczoną liczbą ości od razu odechciewało mi się jeść. Nawet gdy dałam się namówić bo zapewniano mnie, że właśnie „ta” ryba ości nie ma i na dodatek wszyscy się nią zachwycają, to możecie tylko się domyślać komu trafiła się ta jedna, jedyna ość, a za nią kolejna i jeszcze jedna… Tak oczywiście mi!
Najnowsze komentarze